Obudził się
znacznie wcześniej od reszty, a tak nie spał zbyt dobrze. Ostatnio za dużo myślał, za dużo rzeczy go zaskakiwało. Wystarczał jeden ruch, a
wszystko przewracało się niczym cholerne domino.
Jedynym związkiem, jaki znał był ten, który od lat trwał między nim i Olą. Dopiero teraz
zaczął dostrzegać, że gdyby nie wysiłki dziewczyny, ich drogi rozeszłyby się
już dawno. To ona wyciągnęła go na studniówkę, na którą nie chciał iść, bo nie
umiał tańczyć. Kiedy radośnie planował z Wroną wypad w góry, Ola
wyskakiwała z niemożliwą do odrzucenia propozycją wyjazdu na romantyczny
tydzień do Grecji, Włoszech czy Hiszpanii.
Zawsze miała
kontrargumenty, zwłaszcza gdy mówiła o braku czasu, aby przyjechać na mecze ligowe. Kiedy było ciężko i wydawało się, że tylko jej obecność na hali
doda mu skrzydeł, ona wykręcała się ważnym egzaminem, projektem w firmie ojca lub biznesową kolacją.
Ostatnimi czasy każda chwila
z nią była cenniejsza nawet od sukcesów na parkiecie. Jednak
zaczynał odczuwać zmęczenie. Nie znudzenie, tylko właśnie uczucie wiecznego
zamartwiania się, tęsknoty. Braku możliwości przytulenia się do niej w nocy.
Maskotka skropiona jej perfumami nie wystarczyła na zbyt długo.
Biegł przez
las przylegający do kompleksu sportowego w Spale. Nie potrzebował muzyki, wystarczał mu
trzask łamanych gałęzi i szum drzew, na których dopiero co pojawiały się
pierwsze liście.
Nie chciał
być nachalny w stosunku do dziewczyn w kadrze, ale jego hormony buzowały na
widok tych ładnych i zadbanych istot, które traktowały go tak dobrze.
No, i mógł widywać się z nimi o wiele częściej niż z Olą.
Przystanął
niedaleko rzeki i spojrzał na jej nurt, oddychając ciężko.
Nie chciał
zrywać ze swoją wieloletnią dziewczyną, nie chciał wychodzić na oszusta, nie
chciał nikogo ranić... chciał tylko, żeby ktoś poza Wroną cieszył się na jego
widok. Żeby ktoś poza Olą patrzył na niego z pożądaniem...
***
Gdy tylko
otworzyła oczy, poczuła okropny ból gardła, który przygwoździł ją z powrotem do
poduszki. Podniosła się niepewnie i usiadła na skraju łóżka. Ból głowy, zatkany
nos, zapuchnięte gardło... wszystko to zapowiadało naprawdę przyjemny początek
miesiąca w Spale.
Sięgnęła do
szafki z nadzieją na znalezienie jakichkolwiek lekarstw. Gdy znalazła zapomnianą saszetkę leku na przeziębienie, wsadziła ją do swojego żółtego kubka i
zarzuciła na siebie bluzę. Spojrzała na siebie przelotem w
lusterku, które postawiła wczoraj na małym biurku - cienie pod oczami
zdecydowanie nie wyglądały dobrze.
Hotel nie był luksusowy, więc musiała wejść do kuchni, żeby dostać
się do czajnika elektrycznego. Stała oparta tyłem o parapet, czekając, aż woda
się zagotuje. Naciągnęła rękawy bluzy na swoje dłonie, żeby nie tracić resztek
ciepła.
Zamknęła
oczy, medytując nad swoim nosem, który jakimś magicznym sposobem zdawał się wciągać arktyczne powietrze.
– Dużo tam
wody? - otworzyła niechętnie jedno oko, żeby spojrzeć na siatkarza, który
przybył do kuchni.
– Nie dasz
rady się w niej wykąpać – pociągnęła zatkanym nosem i odchrząknęła.
– Ojej, to
pewnie ptasia grypa albo świńska. Strasznie wyglądasz.
– Dzięki,
tego mi było trzeba.
Winiarski
podszedł do niej i przyłożył swoją wielką dłoń do jej rozpalonego czoła.
Spojrzała na niego, starając się wykrzesać resztki energii. Jej oczy płonęły, a
reszta ciała zdawała się zamarzać.
– Gotujecie
wodę?
Michał odwrócił się do drzwi, a jego oczy otworzyły się szeroko. Te kilka
sekund trwało i wyglądało jak jakaś powtórka pięknego gola w telewizji. Być
może dlatego, że miała gorączkę...
Zanim zdążyła
wyjrzeć zza Winiara, ten chwycił mocno jej podbródek i na chwilę zatonęła
w jego miękkich, gorących ustach. Myślała, że kręci się jej w głowie, ale to
tylko Michał, obejmując drugą ręką w pasie, odwrócił ją o 180 stopni.
Kiedy
przestał ją całować nie była pewna które z nich jest w większym szoku.
– Jesteście
chorzy??
– Ja
jestem... - Ania odwróciła swoją śniętą twarz, ozdobioną zaczerwienionym nosem
w stronę drzwi. Wyciągnęła rękę w stronę zdegustowanego Pawła i nagle
pociemniało jej w oczach.
Zaczęła
otwierać ciężkie powieki. Czuła jeszcze większy ból głowy, a na swoim czole
miała położoną jakąś grubą książkę.
– Dlaczego
położyliście na mojej głowie encyklopedię? - zza mgły zobaczyła rozmazaną twarz
Zatiego i uśmiechnęła się - Hihi...
– Masz na
sobie tylko mokry ręcznik.
– Pod głową
uda Winiara – Paweł chrząknął z wyraźną dezaprobatą.
– Mówiłem ci
już...
– Gdybyś nie
był kapitanem i siatkarzem, którego naprawdę szanuję od lat... naprawdę nie
patyczkowałbym się z tobą.
– Chciałem
dobrze...
Ania starała
się zrozumieć, o czym rozmawiają siatkarze. Spróbowała podnieść się, ale Paweł
lekko popchnął ją znowu w stronę Winiarskiego, siedzącego z nią na podłodze.
– Dajcie mi
spokój. Chcę mój Febrisan... - siatkarze zdawali się w ogóle nie słyszeć jej
próśb.
– Wiem, że
miałeś dobre intencje, ale to naprawdę nie wypada... zachowamy to między sobą i
zapomnimy, ok?
– Zachowamy
to między sobą, ale nie obiecuję, że zapomnę.
– ...udam, że
tego nie słyszałem.
– Nie
myślałem, że jesteście już kilka etapów dalej. Nie wyglądaliście na osoby, które...
no wiesz.
– Nie
wyglądaliśmy, bo... jezu, Winiar, na wszystko potrzeba czasu!
– Przepraszam,
ja tutaj nadal jestem i wszystko słyszę!!
Blondynka
zerwała się na nogi i mimo okropnego łupania w głowie, chwyciła mocno czajnik i
zalała biały proszek, który wsypała sobie do kubka. Wymieszała ze złością
przygotowany napój i wypiła, wciąż gorący.
Chwyciła
pusty kubek w dłoń i zmierzyła siatkarzy wzrokiem. Zaczęła analizować całą
sytuację i zaczęła się panicznie śmiać. Tym razem to oni stali w miejscu, niezbyt
rozumiejąc co się dzieje.
– Może
odprowadź ją do pokoju? Ja wezmę coś profilaktycznie. No bo wiesz, całowaliśmy
się...
– WIEM!
Zati prawie
zamordował Michała wzrokiem i podszedł niepewnie do blondynki, która zmęczona
napadem śmiechu usiadła na krześle.
– Naprawdę
zabieramy się za to tak żałośnie, że Winiar musiał interweniować?
Paweł tylko
wzruszył ramionami i podobnie jak wcześniej uczynił to Michał, przyłożył dłoń do jej czoła. W końcu na jego twarzy zagościł uśmiech i pomógł jej podnieść
się z krzesła.
Paulina stała
niedaleko kadrowego lekarza i przestępowała z nogi na nogę. Ubrała się w szare,
luźne spodenki i białą koszulkę z Dr. McCoy'em. Lekarz patrzył na nią od czasu
do czasu, kiedy zdawało mu się, że młoda fizjoterapeutka wykonuje coś na wzór
tańca do muzyki, która leciała cicho w tle.
Mieli, póki co, doglądać siatkarzy na wypadek kontuzji, ale także obserwować swoich ostatnich
„pacjentów”, którzy mogli ukrywać, wciąż dające im się we znaki, problemy.
Była w
naprawdę dobrym humorze. Rano przebiegła się z Marcinem, żeby poznać
okolicę. Naprawdę czuła się tutaj jak u siebie, wśród niekończących się lasów i
znajdującej się nieopodal rzeki.
Wyszczerzyła
się nagle i szepnęła do lekarza.
– Jesteśmy
tak jakby na tajnej misji. Oni nic nie wiedzą - Piotr tylko skinął głową i
odsunął się od niej dyskretnie - A jak już znajdziemy jakąś czarną owcę to
podejdziemy do niego po cichu, od tyłu i powiemy „to ty, wszystko wiemy”?
– Nie,
Paulino, spytamy, czy nie czuje dyskomfortu i czy naprawdę chce się męczyć zamiast
poddać się szybkiej i przyjemnej rehabilitacji, zamiast wylecieć za tydzień z
kadry. Większość z nich wie, że z małą kontuzją nie wytrzymają w Spale na
maksimum możliwości. Prędzej czy później wszystko wyjdzie.
– A, no to w
sumie trochę nuda...
Lekarz
przewrócił oczami i przeprosił ją na chwilę. Na odchodnym spytał, czy nie chce
też kawy, ale pokręciła tylko głową.
Mogła teraz
bez wyrzeczeń badać dokładnie wszystkich siatkarzy, obserwować ich pocące się
na siłowni ciała bez wyrzutów sumienia. Właśnie w tej chwili obserwowała, jak
Rafał, dźwigając na plecach ciężary, robi przysiady.
Pochodząc w
jego stronę próbowała utrzymać powagę na twarzy. Kiedy zobaczył ją w lustrze
spróbował się uśmiechnąć, ale wyglądało to co najmniej dziwnie. Spojrzała na
jego plecy i ściągnęła brwi.
– Nie czujesz
dyskomfortu w swoim karku?
– Ostatnio
dobrze się wysypiam – odstawił sztangę na swoje miejsce i spojrzał na nią
zamyślony - Aczkolwiek...
– Mogę się
tym zająć nawet teraz, bo chyba nie chcesz się narazić na przykre konsekwencje
– Paulina uśmiechnęła się do Buszka, który usiadł na ławeczce do brzuszków -
Szybki masaż na rozluźnienie i trening stanie się dla ciebie przyjemnością.
– W to nie
wątpię...
Z radością
dotknęła bijącego ciepłem karku siatkarza, nie przeszkadzało jej nawet to, że jego skóra była pokryta potem. Wprawnymi ruchami masowała go,
żeby zniwelować napięcie powstałe przy dźwiganiu ciężarów.
– Gabineti
masaż są chiba gdzieś dalej... - Stephane wyrósł obok niej jak spod ziemi. Stał
z rękami założonymi na piersiach.
– Musieliśmy
pozbyć się tego... napięcia...
– Napięsia
można się pozbić na rowerach wieczorami – trener spojrzał na Rafała i kiwnął
głową w stronę odstawionej sztangi. Buszek z nietęgą miną wrócił do planu
ćwiczeń.
– Hm, to co,
rowery wieczorem? - Paulina stała wciąż za nim i wycierała ręce w mały
ręczniczek.
– O ile do
wieczora nie padnę, to bardzo chętnie – zanim uniósł ciężką sztangę mrugnął
jeszcze do niej. Na szczęście nie zauważył już, że brunetka lekko pochyliła się
i uśmiechnęła zwycięsko.
– Nina na
pewno przygotowała wam jakiś pożywny posiłek, będziesz miał więcej energii niż
dziecko.
Odeszła od
niego i skierowała się znowu na swój punkt obserwacyjny, z którego zauważyła,
że Winiar trochę krzywi się i rozmasowuje dół pleców. Postanowiła, że przyjrzy
mu się uważniej, gdy wróci do wykonywania innych ćwiczeń.
Zaczynała
czuć się w końcu jak wśród swoich. Mogła mówić w swoim języku, patrzeć na te
wszystkie muskularne ciała, no i wbrew wcześniejszym obawom coraz lepiej dogadywała
się ze swoimi koleżankami z kadry.
Choć pewnie
minie jeszcze trochę, zanim otworzy się przed kimkolwiek ze swoimi rozterkami.
Oby tylko nie
popełniła do tego czasu jakiegoś głupstwa...
Wypiła tylko kawę i spędziła przedpołudnie
w swoim pokoju. Po wczorajszej akcji nie czuła się na siłach, żeby wychodzić i
patrzeć na siatkarzy. Nie to, żeby nie mieli nic lepszego do roboty niż
obgadywanie jej, ale po prostu wolała, żeby wszyscy zapomnieli o incydencie na
korytarzu.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby wszyscy nie
wyszli ze swoich pokojów, a oni byli... bardziej ubrani. No i pościel
Kubiaka... Bóg jeden wie, co pomyślał sobie Dziku widząc tę szopkę. Dalej
słyszała w głowie jego lodowaty głos i to przeszywające trzaśnięcie drzwiami.
Chciała do niego pójść od razu i wyjaśnić
wszystko, ale chyba wypchnąłby ją za drzwi i znowu pobudziłaby wszystkich w
hotelu. Stwierdziła ostatecznie, że lepiej, żeby Michał ochłonął. W końcu sam
stwierdzi, że to głupota.
Nie chciała przez coś takiego wrócić do
początku ich bezsensownych sprzeczek.
Ktoś zapukał do niej i wszedł do pokoju,
gdy tylko odpowiedziała. Odwróciła się na krześle i spojrzała na stojącego w
drzwiach Antigę. Jego idealnie zbudowane ciało było jak gdyby wzięte w ramę
framugi drzwi, wyglądał jak obraz.
– Nathalie, chiba nic nie jesz od wczoraj.
Prziniosłem dla ciebie trochę caprese, musisz mieć siłi, jeśli chcesz mnie
uczić jęzika polskiego – Stephane uśmiechnął się do niej i wyciągnął w jej
stronę talerz z sałatką z pyszną mozzarellą.
– Jeśli tylko czujesz się na siłach możemy
zacząć już dzisiaj – Nat podziękowała za lunch i postawiła talerz obok laptopa.
– Jest jeszcze inni problem. Czi możesz
przigotować listę zdolni siatkarz z plusliga, którzi mogą pomóc chłopakom w
takim... chcemi zagrać dużo meczi, ale w pełnim składzie. Porozmawiasz z trener
Falasca najpierw?
– Dzisiaj do niego zadzwonię, jak tylko
zrobię listę siatkarzy. Będziesz chciał na nią rzucić okiem zanim skontaktuję
się z ich trenerami?
– Tak by bili najlepszi. Znajdziesz mnie na
boisku – Antinga skierował się do drzwi, ale gdy już miał zamykać je za sobą
odezwał się ponownie - Ta koszulki, w której wczoraj biłaś z Karolem na
koritasz... pamiętam meczi, po którim ci ją dałem. Biłaś wtedy w takiej ładnym
sukience, czerwoni w groszki.
Nat patrzyła na niego z rosnącym
zdumieniem. Stephane puścił jeszcze do niej oczko i zamknął za sobą drzwi.
Zdecydowanie nie lubiła tego, że drugi
dzień z rzędu trener zostawia ją w szoku, a jej twarz zamienia się w buraka,
który aż bije gorącem.
Powachlowała się i chwyciła za telefon. Nie
miała czasu iść do Ani, dlatego spytała ją tylko w smsie czy pamięta w co była
ubrana, kiedy Stephane dał jej swoją koszulkę po meczu z ZAKSą.
ANIA: Eeee, skąd mam pamiętać takie rzeczy?
Masz w szafie pierdylion ciuchów, sama pewnie nie pamiętasz.
NAT: Ja nie, ale Stephane najwyraźniej
pamięta...
ANIA: Ja się wypisuję z tego biznesu! To
reprezentacja, czy „Zbuntowany Anioł”??
NAT: W żyyyyciu byś tego nie zostawiła :P
Poczuła, że jest głodna i w kilka minut
zjadła dosyć sporą porcję caprese, którą Stephane ewidentnie musiał wykraść z
kuchni, w której szalała Nina, ustawiając kucharzy hotelowych pod swoje
dyktando.
Kiedy już poczuła, że jest najedzona, stwierdziła, że urządzi sobie jeszcze półgodzinną drzemkę.
W swojej pościeli, którą po wczorajszej
sytuacji polubiła jeszcze bardziej. Miała nadzieję, że Kubiak zobaczy, że ze
wszystkich dostępnych pościeli to właśnie tę idiotyczną, którą dla niej wybrał,
zabrała ze sobą na ten wyjazd.
Wzięła do ręki telefon i stwierdziła, że w
sumie nie ma nic do stracenia. Skoro Kubiak wysłał jej swoje zdjęcie w pościeli
wybranej przez nią, to ona też może odwdzięczyć się tym samym.
NAT: Naprawdę ją polubiłam!
Usnęła na chwilę, tak jak planowała.
Obudziła się po ponad pół godzinie, ale za to przeciągając się zamruczała aż z
radości na wspomnienie snu, w którym Stephane nie zakończył swojej wizyty na
wspomnieniu o jej sukience...
Spojrzała na telefon i z szybko bijącym
sercem odczytała wiadomość od Dzika.
KUBI: Super.
Czytała to jedno słowo chyba pięćdziesiąt
razy, łudząc się, że może siatkarz za wcześnie wcisnął przycisk „wyślij” i
zaraz dostanie kolejną wiadomość. Jednak telefon milczał, a ona zobaczyła, że
Michał odpisał jej zaraz po tym, jak otrzymał jej smsa...
Skontrolowała pracę na kuchni, spróbowała dań, które były
szykowane na kolację i wyszła w dużo lepszym humorze z hotelu.
Postanowiła się przespacerować i poznać trochę okolicę.
Chciała w końcu pogadać z rodzicami, więc zadzwoniła do
mamy. Gdy padło pytanie o termin jej przyjazdu z Szymonem do Częstochowy aż zaschło jej
w gardle. Zapomniała, że nie wspomniała słowem o tym, że zerwali. Jakoś tak...
nie było czasu. Nasłuchała się wykładu na temat swojej beznadziejności i
wyrzutów, bo „jak można było przepuścić taką partię?!”.
Przeszła jej ochota na cokolwiek, dlatego usiadła sobie na
pomoście, który dojrzała spomiędzy krzaków. Dzień był całkiem ładny i ciepły,
więc postanowiła ściągnąć buty i zanurzyć stopy w chłodnej wodzie.
Zamknęła oczy i zaczęła chłodną analizę swoich życiowych
błędów i pochopnych decyzji. Wśród nich, mimo wszystko, zmiana pracy na obecną
była jedną z nielicznych, których naprawdę nie żałowała.
Nerwowo podskoczyła, kiedy usłyszała trzask łamanej gałęzi.
To pewnie jakaś sarna, albo dzik...wszyscy są w hotelu.
Dopiero, kiedy usłyszała głośny plusk wyrwała się z
zamyślenia. Zobaczyła na tafli wody wielkie pierścienie odchodzące od miejsca,
w którym pojawiły się liczne bąbelki powietrza.
– O boże! Ktoś wpadł! - zerwała się z miejsca i tak jak
stała, ubrana w luźne spodnie dresowe i biały top, wskoczyła do malutkiego
jeziorka.
Dopiero pod wodą przypomniało się, że kiepski z niej nurek.
Próbowała otworzyć oczy, ale mało co widziała w tym mętnym zbiorniku. Zamiast
tego nałykała się obrzydliwej, smakującej rybami i żabami wody. Zaczęła
pokonywać opór wody, aby dostać się z powrotem na powierzchnię.
Kiedy panika zdawała się przejmować nad nią kontrolę,
zaczęła się wręcz unosić w stronę tafli. Gdy tylko poczuła cudowny powiew
powietrza na twarzy i chłód na mokrej głowie, wzięła głęboki wdech i zaczęła
się lekko krztusić.
– Żyjesz?? - zdziwiona odwróciła się i stanęła oko w oko ze
swoim wybawcą.
Nawet nie myślała logicznie, była zbyt rozradowana faktem,
że ten ktoś był tutaj i uratował jej życie! Niczym bohaterka filmów
romantycznych wybiła się lekko z wody i zarzuciwszy ramiona na szyję
ciemnowłosego mężczyzny, złożyła na jego ustach zdecydowanie mokry pocałunek.
Coś zaczęło jej świtać, kiedy poczuła drapanie gęstej brody
na swojej twarzy. Odsunęła się od niego mając wciąż zamknięte oczy.
– Nina?! - z brzegu usłyszała znajomy głos - MARCIN?!
Otworzyła oczy najszerzej, jak tylko umiała. Patrzyła tylko
na dwójkę ludzi siedzących na brzegu na rowerach i na pływającego w miejscu,
obok niej, Możdżonka. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć najwyraźniej wściekła
Paulina skinęła na Buszka. Oni nie odjechali, oni wyparowali z pola widzenia w
ułamku sekundy.
Możdżonek chwycił ją w milczeniu w pasie i podpłynęli razem
do brzegu. Pomógł jej się wygramolić na ląd i zaczęli wyciskać swoją mokrą
odzież.
Nina patrzyła w dół, na swoje stopy. Życie i relacje
międzyludzkie znowu ją przerosły. Chciała powiedzieć mu, że człowiek w takim
szoku nie myśli racjonalnie. Topiła się już raz w życiu i zdecydowanie nie
chciała przechodzić znowu przez to samo. Dlatego... trochę jej odbiło.
– To moja wina. Wrzuciłem wielki kamień do wody...
– Po co wrzucałeś do wody kamień? Mało ich tam?! Mogłeś
chociaż mnie ostrzec. Myślałam, że jakieś małe dziecko tam się topi!
– Musiałem coś wyrzucić, razem z kamieniem – Marcin wzruszył
ramionami - Następnym razem, kiedy będę się pozbywał pierścionka zaręczynowego,
ostrzegę cię.
– Nie musisz. Chyba i tak pokrzyżowałam ci plany co do
kolejnej narzeczonej...
– O czym ty mówisz? - Drzewo podrapał się za uchem i
odwrócił tak, żeby nie mogła dojrzeć jego miny.
– Chyba coś jest na rzeczy między tobą i Pauliną, skoro
tak... emocjonalnie zareagowała na to, tam, co się stało. Zapomnijmy o tym,
dobrze?
– Nie wiem o czym mówisz.
Wymienili porozumiewawcze kiwnięcia głową. Zrobiło jej się
strasznie zimno, więc przeprosiła go na chwilę i wróciła na pomost po swoje
buty.
Zaczęli iść w stronę hotelu. Na szczęście nie znajdował się
on bardzo daleko. Mimo to musieli oczywiście trafić na czas, kiedy siatkarze
kręcili się po korytarzach. Napotykali pytające spojrzenia.
– Topiła się... Tonęła... wpadła do jeziorka... - wszyscy
mijający ich kiwali ze zrozumieniem i uśmiechali się krzywo.
– No dobra, ja z nią pogadam. Nic się nie martw – brunetka
skierowała się do swojego pokoju i chwyciła za klamkę - Nie powiedziała „tak”?
– Nie chciała mi nawet otworzyć drzwi – Marcin zaśmiał się
bez emocji.
– Cóż, jej strata.
****************************************************************************************************
ABSOLUTNIE MUSICIE MI WYBACZYĆ!!!
Wiem, że zaniedbałam trochę tego bloga, ale zmiany w życiu prywatnym trochę mnie okradły z czasu. Jednak już wracam, obiecuję, że notki będą pojawiać się co dwa tygodnie!
W ciągu weekendu nadrobię też zaległości na blogach, ponieważ mam kilka chwil wolnego.
A w międzyczasie zapraszam do czytania i komentowania, bo jestem ciekawa co powiecie na małe zamieszanie wśród naszych bohaterów. Jak widzicie każdy ma pod górkę i jestem ciekawa Waszych opinii!!
Buźka!
E.Lizz