piątek, 24 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ XIII

Obudził się znacznie wcześniej od reszty, a tak nie spał zbyt dobrze. Ostatnio za dużo myślał, za dużo rzeczy go zaskakiwało. Wystarczał jeden ruch, a wszystko przewracało się niczym cholerne domino.
Jedynym związkiem, jaki znał był ten, który od lat trwał między nim i Olą. Dopiero teraz zaczął dostrzegać, że gdyby nie wysiłki dziewczyny, ich drogi rozeszłyby się już dawno. To ona wyciągnęła go na studniówkę, na którą nie chciał iść, bo nie umiał tańczyć. Kiedy radośnie planował z Wroną wypad w góry, Ola wyskakiwała z niemożliwą do odrzucenia propozycją wyjazdu na romantyczny tydzień do Grecji, Włoszech czy Hiszpanii.
Zawsze miała kontrargumenty, zwłaszcza gdy mówiła o braku czasu, aby przyjechać na mecze ligowe. Kiedy było ciężko i wydawało się, że tylko jej obecność na hali doda mu skrzydeł, ona wykręcała się ważnym egzaminem, projektem w firmie ojca lub biznesową kolacją.
Ostatnimi czasy każda chwila z nią była cenniejsza nawet od sukcesów na parkiecie. Jednak zaczynał odczuwać zmęczenie. Nie znudzenie, tylko właśnie uczucie wiecznego zamartwiania się, tęsknoty. Braku możliwości przytulenia się do niej w nocy. Maskotka skropiona jej perfumami nie wystarczyła na zbyt długo.
Biegł przez las przylegający do kompleksu sportowego w Spale. Nie potrzebował muzyki, wystarczał mu trzask łamanych gałęzi i szum drzew, na których dopiero co pojawiały się pierwsze liście.
Nie chciał być nachalny w stosunku do dziewczyn w kadrze, ale jego hormony buzowały na widok tych ładnych i zadbanych istot, które traktowały go tak dobrze. No, i mógł widywać się z nimi o wiele częściej niż z Olą.
Przystanął niedaleko rzeki i spojrzał na jej nurt, oddychając ciężko.
Nie chciał zrywać ze swoją wieloletnią dziewczyną, nie chciał wychodzić na oszusta, nie chciał nikogo ranić... chciał tylko, żeby ktoś poza Wroną cieszył się na jego widok. Żeby ktoś poza Olą patrzył na niego z pożądaniem...
*** 
Gdy tylko otworzyła oczy, poczuła okropny ból gardła, który przygwoździł ją z powrotem do poduszki. Podniosła się niepewnie i usiadła na skraju łóżka. Ból głowy, zatkany nos, zapuchnięte gardło... wszystko to zapowiadało naprawdę przyjemny początek miesiąca w Spale.
Sięgnęła do szafki z nadzieją na znalezienie jakichkolwiek lekarstw. Gdy znalazła zapomnianą saszetkę leku na przeziębienie, wsadziła ją do swojego żółtego kubka i zarzuciła na siebie bluzę. Spojrzała na siebie przelotem w lusterku, które postawiła wczoraj na małym biurku - cienie pod oczami zdecydowanie nie wyglądały dobrze.
Hotel nie był luksusowy, więc musiała wejść do kuchni, żeby dostać się do czajnika elektrycznego. Stała oparta tyłem o parapet, czekając, aż woda się zagotuje. Naciągnęła rękawy bluzy na swoje dłonie, żeby nie tracić resztek ciepła.
Zamknęła oczy, medytując nad swoim nosem, który jakimś magicznym sposobem zdawał się wciągać arktyczne powietrze.
– Dużo tam wody? - otworzyła niechętnie jedno oko, żeby spojrzeć na siatkarza, który przybył do kuchni.
– Nie dasz rady się w niej wykąpać – pociągnęła zatkanym nosem i odchrząknęła.
– Ojej, to pewnie ptasia grypa albo świńska. Strasznie wyglądasz.
– Dzięki, tego mi było trzeba.
Winiarski podszedł do niej i przyłożył swoją wielką dłoń do jej rozpalonego czoła. Spojrzała na niego, starając się wykrzesać resztki energii. Jej oczy płonęły, a reszta ciała zdawała się zamarzać.
– Gotujecie wodę?
Michał odwrócił się do drzwi, a jego oczy otworzyły się szeroko. Te kilka sekund trwało i wyglądało jak jakaś powtórka pięknego gola w telewizji. Być może dlatego, że miała gorączkę...
Zanim zdążyła wyjrzeć zza Winiara, ten chwycił mocno jej podbródek i na chwilę zatonęła w jego miękkich, gorących ustach. Myślała, że kręci się jej w głowie, ale to tylko Michał, obejmując drugą ręką w pasie, odwrócił ją o 180 stopni.
Kiedy przestał ją całować nie była pewna które z nich jest w większym szoku.
– Jesteście chorzy??
– Ja jestem... - Ania odwróciła swoją śniętą twarz, ozdobioną zaczerwienionym nosem w stronę drzwi. Wyciągnęła rękę w stronę zdegustowanego Pawła i nagle pociemniało jej w oczach.

Zaczęła otwierać ciężkie powieki. Czuła jeszcze większy ból głowy, a na swoim czole miała położoną jakąś grubą książkę.
– Dlaczego położyliście na mojej głowie encyklopedię? - zza mgły zobaczyła rozmazaną twarz Zatiego i uśmiechnęła się  - Hihi...
– Masz na sobie tylko mokry ręcznik.
– Pod głową uda Winiara – Paweł chrząknął z wyraźną dezaprobatą.
– Mówiłem ci już...
– Gdybyś nie był kapitanem i siatkarzem, którego naprawdę szanuję od lat... naprawdę nie patyczkowałbym się z tobą.
– Chciałem dobrze...
Ania starała się zrozumieć, o czym rozmawiają siatkarze. Spróbowała podnieść się, ale Paweł lekko popchnął ją znowu w stronę Winiarskiego, siedzącego z nią na podłodze.
– Dajcie mi spokój. Chcę mój Febrisan... - siatkarze zdawali się w ogóle nie słyszeć jej próśb.
– Wiem, że miałeś dobre intencje, ale to naprawdę nie wypada... zachowamy to między sobą i zapomnimy, ok?
– Zachowamy to między sobą, ale nie obiecuję, że zapomnę.
– ...udam, że tego nie słyszałem.
– Nie myślałem, że jesteście już kilka etapów dalej. Nie wyglądaliście na osoby, które... no wiesz.
– Nie wyglądaliśmy, bo... jezu, Winiar, na wszystko potrzeba czasu!
– Przepraszam, ja tutaj nadal jestem i wszystko słyszę!!
Blondynka zerwała się na nogi i mimo okropnego łupania w głowie, chwyciła mocno czajnik i zalała biały proszek, który wsypała sobie do kubka. Wymieszała ze złością przygotowany napój i wypiła, wciąż gorący.
Chwyciła pusty kubek w dłoń i zmierzyła siatkarzy wzrokiem. Zaczęła analizować całą sytuację i zaczęła się panicznie śmiać. Tym razem to oni stali w miejscu, niezbyt rozumiejąc co się dzieje.
– Może odprowadź ją do pokoju? Ja wezmę coś profilaktycznie. No bo wiesz, całowaliśmy się...
– WIEM!
Zati prawie zamordował Michała wzrokiem i podszedł niepewnie do blondynki, która zmęczona napadem śmiechu usiadła na krześle.
– Naprawdę zabieramy się za to tak żałośnie, że Winiar musiał interweniować?
Paweł tylko wzruszył ramionami i podobnie jak wcześniej uczynił to Michał, przyłożył dłoń do jej czoła. W końcu na jego twarzy zagościł uśmiech i pomógł jej podnieść się z krzesła.
 ***
Paulina stała niedaleko kadrowego lekarza i przestępowała z nogi na nogę. Ubrała się w szare, luźne spodenki i białą koszulkę z Dr. McCoy'em. Lekarz patrzył na nią od czasu do czasu, kiedy zdawało mu się, że młoda fizjoterapeutka wykonuje coś na wzór tańca do muzyki, która leciała cicho w tle.
Mieli, póki co, doglądać siatkarzy na wypadek kontuzji, ale także obserwować swoich ostatnich „pacjentów”, którzy mogli ukrywać, wciąż dające im się we znaki, problemy.
Była w naprawdę dobrym humorze. Rano przebiegła się z Marcinem, żeby poznać okolicę. Naprawdę czuła się tutaj jak u siebie, wśród niekończących się lasów i znajdującej się nieopodal rzeki.
Wyszczerzyła się nagle i szepnęła do lekarza.
– Jesteśmy tak jakby na tajnej misji. Oni nic nie wiedzą - Piotr tylko skinął głową i odsunął się od niej dyskretnie - A jak już znajdziemy jakąś czarną owcę to podejdziemy do niego po cichu, od tyłu i powiemy „to ty, wszystko wiemy”?
– Nie, Paulino, spytamy, czy nie czuje dyskomfortu i czy naprawdę chce się męczyć zamiast poddać się szybkiej i przyjemnej rehabilitacji, zamiast wylecieć za tydzień z kadry. Większość z nich wie, że z małą kontuzją nie wytrzymają w Spale na maksimum możliwości. Prędzej czy później wszystko wyjdzie.
– A, no to w sumie trochę nuda...
Lekarz przewrócił oczami i przeprosił ją na chwilę. Na odchodnym spytał, czy nie chce też kawy, ale pokręciła tylko głową.
Mogła teraz bez wyrzeczeń badać dokładnie wszystkich siatkarzy, obserwować ich pocące się na siłowni ciała bez wyrzutów sumienia. Właśnie w tej chwili obserwowała, jak Rafał, dźwigając na plecach ciężary, robi przysiady.
Pochodząc w jego stronę próbowała utrzymać powagę na twarzy. Kiedy zobaczył ją w lustrze spróbował się uśmiechnąć, ale wyglądało to co najmniej dziwnie. Spojrzała na jego plecy i ściągnęła brwi.
– Nie czujesz dyskomfortu w swoim karku?
– Ostatnio dobrze się wysypiam – odstawił sztangę na swoje miejsce i spojrzał na nią zamyślony - Aczkolwiek...
– Mogę się tym zająć nawet teraz, bo chyba nie chcesz się narazić na przykre konsekwencje – Paulina uśmiechnęła się do Buszka, który usiadł na ławeczce do brzuszków - Szybki masaż na rozluźnienie i trening stanie się dla ciebie przyjemnością.
– W to nie wątpię...
Z radością dotknęła bijącego ciepłem karku siatkarza, nie przeszkadzało jej nawet to, że jego skóra była pokryta potem. Wprawnymi ruchami masowała go, żeby zniwelować napięcie powstałe przy dźwiganiu ciężarów.
– Gabineti masaż są chiba gdzieś dalej... - Stephane wyrósł obok niej jak spod ziemi. Stał z rękami założonymi na piersiach.
– Musieliśmy pozbyć się tego... napięcia...
– Napięsia można się pozbić na rowerach wieczorami – trener spojrzał na Rafała i kiwnął głową w stronę odstawionej sztangi. Buszek z nietęgą miną wrócił do planu ćwiczeń.
– Hm, to co, rowery wieczorem? - Paulina stała wciąż za nim i wycierała ręce w mały ręczniczek.
– O ile do wieczora nie padnę, to bardzo chętnie – zanim uniósł ciężką sztangę mrugnął jeszcze do niej. Na szczęście nie zauważył już, że brunetka lekko pochyliła się i uśmiechnęła zwycięsko.
– Nina na pewno przygotowała wam jakiś pożywny posiłek, będziesz miał więcej energii niż dziecko.
Odeszła od niego i skierowała się znowu na swój punkt obserwacyjny, z którego zauważyła, że Winiar trochę krzywi się i rozmasowuje dół pleców. Postanowiła, że przyjrzy mu się uważniej, gdy wróci do wykonywania innych ćwiczeń.
Zaczynała czuć się w końcu jak wśród swoich. Mogła mówić w swoim języku, patrzeć na te wszystkie muskularne ciała, no i wbrew wcześniejszym obawom coraz lepiej dogadywała się ze swoimi koleżankami z kadry.
Choć pewnie minie jeszcze trochę, zanim otworzy się przed kimkolwiek ze swoimi rozterkami.
Oby tylko nie popełniła do tego czasu jakiegoś głupstwa...
 *** 
Wypiła tylko kawę i spędziła przedpołudnie w swoim pokoju. Po wczorajszej akcji nie czuła się na siłach, żeby wychodzić i patrzeć na siatkarzy. Nie to, żeby nie mieli nic lepszego do roboty niż obgadywanie jej, ale po prostu wolała, żeby wszyscy zapomnieli o incydencie na korytarzu.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby wszyscy nie wyszli ze swoich pokojów, a oni byli... bardziej ubrani. No i pościel Kubiaka... Bóg jeden wie, co pomyślał sobie Dziku widząc tę szopkę. Dalej słyszała w głowie jego lodowaty głos i to przeszywające trzaśnięcie drzwiami.
Chciała do niego pójść od razu i wyjaśnić wszystko, ale chyba wypchnąłby ją za drzwi i znowu pobudziłaby wszystkich w hotelu. Stwierdziła ostatecznie, że lepiej, żeby Michał ochłonął. W końcu sam stwierdzi, że to głupota.
Nie chciała przez coś takiego wrócić do początku ich bezsensownych sprzeczek.
Ktoś zapukał do niej i wszedł do pokoju, gdy tylko odpowiedziała. Odwróciła się na krześle i spojrzała na stojącego w drzwiach Antigę. Jego idealnie zbudowane ciało było jak gdyby wzięte w ramę framugi drzwi, wyglądał jak obraz.
– Nathalie, chiba nic nie jesz od wczoraj. Prziniosłem dla ciebie trochę caprese, musisz mieć siłi, jeśli chcesz mnie uczić jęzika polskiego – Stephane uśmiechnął się do niej i wyciągnął w jej stronę talerz z sałatką z pyszną mozzarellą.
– Jeśli tylko czujesz się na siłach możemy zacząć już dzisiaj – Nat podziękowała za lunch i postawiła talerz obok laptopa.
– Jest jeszcze inni problem. Czi możesz przigotować listę zdolni siatkarz z plusliga, którzi mogą pomóc chłopakom w takim... chcemi zagrać dużo meczi, ale w pełnim składzie. Porozmawiasz z trener Falasca najpierw?
– Dzisiaj do niego zadzwonię, jak tylko zrobię listę siatkarzy. Będziesz chciał na nią rzucić okiem zanim skontaktuję się z ich trenerami?
– Tak by bili najlepszi. Znajdziesz mnie na boisku – Antinga skierował się do drzwi, ale gdy już miał zamykać je za sobą odezwał się ponownie - Ta koszulki, w której wczoraj biłaś z Karolem na koritasz... pamiętam meczi, po którim ci ją dałem. Biłaś wtedy w takiej ładnym sukience, czerwoni w groszki.
Nat patrzyła na niego z rosnącym zdumieniem. Stephane puścił jeszcze do niej oczko i zamknął za sobą drzwi.
Zdecydowanie nie lubiła tego, że drugi dzień z rzędu trener zostawia ją w szoku, a jej twarz zamienia się w buraka, który aż bije gorącem.
Powachlowała się i chwyciła za telefon. Nie miała czasu iść do Ani, dlatego spytała ją tylko w smsie czy pamięta w co była ubrana, kiedy Stephane dał jej swoją koszulkę po meczu z ZAKSą.
ANIA: Eeee, skąd mam pamiętać takie rzeczy? Masz w szafie pierdylion ciuchów, sama pewnie nie pamiętasz.
NAT: Ja nie, ale Stephane najwyraźniej pamięta...
ANIA: Ja się wypisuję z tego biznesu! To reprezentacja, czy „Zbuntowany Anioł”??
NAT: W żyyyyciu byś tego nie zostawiła :P

Poczuła, że jest głodna i w kilka minut zjadła dosyć sporą porcję caprese, którą Stephane ewidentnie musiał wykraść z kuchni, w której szalała Nina, ustawiając kucharzy hotelowych pod swoje dyktando.
Kiedy już poczuła, że jest najedzona, stwierdziła, że urządzi sobie jeszcze półgodzinną drzemkę.
W swojej pościeli, którą po wczorajszej sytuacji polubiła jeszcze bardziej. Miała nadzieję, że Kubiak zobaczy, że ze wszystkich dostępnych pościeli to właśnie tę idiotyczną, którą dla niej wybrał, zabrała ze sobą na ten wyjazd.
Wzięła do ręki telefon i stwierdziła, że w sumie nie ma nic do stracenia. Skoro Kubiak wysłał jej swoje zdjęcie w pościeli wybranej przez nią, to ona też może odwdzięczyć się tym samym. 
NAT: Naprawdę ją polubiłam! 
Usnęła na chwilę, tak jak planowała. Obudziła się po ponad pół godzinie, ale za to przeciągając się zamruczała aż z radości na wspomnienie snu, w którym Stephane nie zakończył swojej wizyty na wspomnieniu o jej sukience...
Spojrzała na telefon i z szybko bijącym sercem odczytała wiadomość od Dzika.
KUBI: Super.
Czytała to jedno słowo chyba pięćdziesiąt razy, łudząc się, że może siatkarz za wcześnie wcisnął przycisk „wyślij” i zaraz dostanie kolejną wiadomość. Jednak telefon milczał, a ona zobaczyła, że Michał odpisał jej zaraz po tym, jak otrzymał jej smsa...
 ***
  Skontrolowała pracę na kuchni, spróbowała dań, które były szykowane na kolację i wyszła w dużo lepszym humorze z hotelu. Postanowiła się przespacerować i poznać trochę okolicę. 
Chciała w końcu pogadać z rodzicami, więc zadzwoniła do mamy. Gdy padło pytanie o termin jej przyjazdu z Szymonem do Częstochowy aż zaschło jej w gardle. Zapomniała, że nie wspomniała słowem o tym, że zerwali. Jakoś tak... nie było czasu. Nasłuchała się wykładu na temat swojej beznadziejności i wyrzutów, bo „jak można było przepuścić taką partię?!”.
Przeszła jej ochota na cokolwiek, dlatego usiadła sobie na pomoście, który dojrzała spomiędzy krzaków. Dzień był całkiem ładny i ciepły, więc postanowiła ściągnąć buty i zanurzyć stopy w chłodnej wodzie.
Zamknęła oczy i zaczęła chłodną analizę swoich życiowych błędów i pochopnych decyzji. Wśród nich, mimo wszystko, zmiana pracy na obecną była jedną z nielicznych, których naprawdę nie żałowała.
Nerwowo podskoczyła, kiedy usłyszała trzask łamanej gałęzi.
To pewnie jakaś sarna, albo dzik...wszyscy są w hotelu.
Dopiero, kiedy usłyszała głośny plusk wyrwała się z zamyślenia. Zobaczyła na tafli wody wielkie pierścienie odchodzące od miejsca, w którym pojawiły się liczne bąbelki powietrza.
– O boże! Ktoś wpadł! - zerwała się z miejsca i tak jak stała, ubrana w luźne spodnie dresowe i biały top, wskoczyła do malutkiego jeziorka.
Dopiero pod wodą przypomniało się, że kiepski z niej nurek. Próbowała otworzyć oczy, ale mało co widziała w tym mętnym zbiorniku. Zamiast tego nałykała się obrzydliwej, smakującej rybami i żabami wody. Zaczęła pokonywać opór wody, aby dostać się z powrotem na powierzchnię.
Kiedy panika zdawała się przejmować nad nią kontrolę, zaczęła się wręcz unosić w stronę tafli. Gdy tylko poczuła cudowny powiew powietrza na twarzy i chłód na mokrej głowie, wzięła głęboki wdech i zaczęła się lekko krztusić.
– Żyjesz?? - zdziwiona odwróciła się i stanęła oko w oko ze swoim wybawcą.
Nawet nie myślała logicznie, była zbyt rozradowana faktem, że ten ktoś był tutaj i uratował jej życie! Niczym bohaterka filmów romantycznych wybiła się lekko z wody i zarzuciwszy ramiona na szyję ciemnowłosego mężczyzny, złożyła na jego ustach zdecydowanie mokry pocałunek.
Coś zaczęło jej świtać, kiedy poczuła drapanie gęstej brody na swojej twarzy. Odsunęła się od niego mając wciąż zamknięte oczy.
– Nina?! - z brzegu usłyszała znajomy głos - MARCIN?!
Otworzyła oczy najszerzej, jak tylko umiała. Patrzyła tylko na dwójkę ludzi siedzących na brzegu na rowerach i na pływającego w miejscu, obok niej, Możdżonka. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć najwyraźniej wściekła Paulina skinęła na Buszka. Oni nie odjechali, oni wyparowali z pola widzenia w ułamku sekundy.
Możdżonek chwycił ją w milczeniu w pasie i podpłynęli razem do brzegu. Pomógł jej się wygramolić na ląd i zaczęli wyciskać swoją mokrą odzież.
Nina patrzyła w dół, na swoje stopy. Życie i relacje międzyludzkie znowu ją przerosły. Chciała powiedzieć mu, że człowiek w takim szoku nie myśli racjonalnie. Topiła się już raz w życiu i zdecydowanie nie chciała przechodzić znowu przez to samo. Dlatego... trochę jej odbiło.
– To moja wina. Wrzuciłem wielki kamień do wody...
– Po co wrzucałeś do wody kamień? Mało ich tam?! Mogłeś chociaż mnie ostrzec. Myślałam, że jakieś małe dziecko tam się topi!
– Musiałem coś wyrzucić, razem z kamieniem – Marcin wzruszył ramionami - Następnym razem, kiedy będę się pozbywał pierścionka zaręczynowego, ostrzegę cię.
– Nie musisz. Chyba i tak pokrzyżowałam ci plany co do kolejnej narzeczonej...
– O czym ty mówisz? - Drzewo podrapał się za uchem i odwrócił tak, żeby nie mogła dojrzeć jego miny.
– Chyba coś jest na rzeczy między tobą i Pauliną, skoro tak... emocjonalnie zareagowała na to, tam, co się stało. Zapomnijmy o tym, dobrze?
– Nie wiem o czym mówisz.
Wymienili porozumiewawcze kiwnięcia głową. Zrobiło jej się strasznie zimno, więc przeprosiła go na chwilę i wróciła na pomost po swoje buty.
Zaczęli iść w stronę hotelu. Na szczęście nie znajdował się on bardzo daleko. Mimo to musieli oczywiście trafić na czas, kiedy siatkarze kręcili się po korytarzach. Napotykali pytające spojrzenia.
– Topiła się... Tonęła... wpadła do jeziorka... - wszyscy mijający ich kiwali ze zrozumieniem i uśmiechali się krzywo.
– No dobra, ja z nią pogadam. Nic się nie martw – brunetka skierowała się do swojego pokoju i chwyciła za klamkę - Nie powiedziała „tak”?
– Nie chciała mi nawet otworzyć drzwi – Marcin zaśmiał się bez emocji.

– Cóż, jej strata.


****************************************************************************************************
ABSOLUTNIE MUSICIE MI WYBACZYĆ!!!
Wiem, że zaniedbałam trochę tego bloga, ale zmiany w życiu prywatnym trochę mnie okradły z czasu. Jednak już wracam, obiecuję, że notki będą pojawiać się co dwa tygodnie!

W ciągu weekendu nadrobię też zaległości na blogach, ponieważ mam kilka chwil wolnego.
A w międzyczasie zapraszam do czytania i komentowania, bo jestem ciekawa co powiecie na małe zamieszanie wśród naszych bohaterów. Jak widzicie każdy ma pod górkę i jestem ciekawa Waszych opinii!!

Buźka!
E.Lizz